Poniedziałek był dla Ka dniem Rolanda Garrosa, ekscytacji i
piłeczek w kolorze lemoniady. Ka
uwielbia tenisa i tenisistów. Szczególnie tych, którzy pochodzą Serbii,
mieszkają w Monako i wygrywają fantastyczne mecze. Ociekają później potem,
który nie śmierdzi i rzucają pachnące fiołkami koszulki w publiczność. Jest w nich
szaleństwo polskiego ułana i namiętność Latynosa. Ka z takim samym zaangażowaniem śpiewa hymn
Polski i Serbii. W końcu, kto jak nie ona tak dobrze rozumie jego słowa. Ka
widzi w tenisistach nie tylko rakiety. Uwielbia ich sprawność, szybkość, serwis
backhandy i forhendy. Na korcie dostrzega każdy szczegół. Zawraca się jej w
głowie od obserwowania piłeczki do tego stopnia, że wysiada po złej stronie
Sekwany i błądzi w poszukiwaniu mostu. Dużo narzeka na Francuzów i ich
zachowanie na korcie. Zgrzyta zębami, gdy rano metro jest jeszcze zamknięte.
Chce wrócić w październiku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz