Po tygodniu pracy, łażenia, nieudanych zakupów i
nieciekawych przyjęć zaczęłyśmy się dusić. Miasto nas przytłoczyło.
Potrzebowałyśmy oddechu. Przyszedł czas na zmiany, przyszedł czas na weekendową
podróż. Rouen nie jest wielkim miastem. Czaruje domkami, kościołami i
uliczkami. Nie dziwimy się Monetowi, że był urzeczony katedrą. Większe wrażenie
zrobił jednak na nas kościół St. Ouen. Nie dziwimy się też Emmie Bovary, że nie
chciała mieszkać na normandzkiej prowincji. Miasto było nieżywe, ciche i
zamknięte. Nie wiemy, czy chcemy jeszcze tu wrócić. Nie jesteśmy rozczarowane,
czujemy niedosyt. I tak, my, cesarzowe
na normandzkiej prowincji pospieszyłyśmy na pociąg. Bo jest tylko jedno
właściwe dla nas miejsce. Paryż
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz